Strony

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Droga na Giewont


Giewont to najbardziej rozpoznawalna góra w Polsce. Z powodu umiejscowienia na nim 19 sierpnia 1901 roku żelaznego krzyża o wysokości 15 metrów, składającego się 400 elementów o łącznej wadze 1918 kilogramów, które z Hali Kondratowej zostały wniesione na plecach niezłomnych górali na samą górę i ręcznie zmontowane.

Ale żeby to wszystko zobaczyć, musimy dokonać wyboru szlaku, którym dotrzemy na górę.  



    
Postanowiłem wybrać się niebieskim szlakiem z Kuźnic, to moim zdaniem najszybszy sposób zdobycia szczytu. Po drodze napotykamy kilka malowniczych lokalizacji, ale o tym później.  



20 minut i podziwiamy pierwsze widoki koło Kalatówki. Góry są piękne, gdy słońce rozpoczyna swą wędrówkę po widnokręgu.  







Jeszcze dużo drogi przed nami, czas ruszać !!! 



Dalsza droga doprowadza nas do bram lasu świerkowego. Przez który prowadzi wąska ścieżka wybrukowana granitem, który jest nieźle wyślizgany i mokry, można wyciąć orła, więc trzeba patrzeć pod nogi. Jeden zły krok i kostka skręcona i z Giewontem możemy się pożegnać.   




Pomimo granitowej dróżki, która nie jest w idealnym stanie, dochodzimy do schodów, które można zwać lodowisko. Prawdę mówiąc wolał bym iść po błocie, niż katować swoje nogi we wszystkie strony wygibasami, ale wyjścia nie widzę.





Po pokonaniu wszystkich przeszkód w lesie, wyłaniamy się na Hali Kondratowej, na której znajduje się schronisko PTTK im. Władysława Krygowskiego, pod masywem Giewontu na wysokości 1333 m n.p.m 


    

Widoki koło schroniska zapierają dech w piersiach, a wyżej będzie jeszcze lepiej. 





Z każdym krokiem zbliżamy się do Przełęczy Kondrackiej, gdzie rozpocznie się atak na szczyt. 







W końcu moment ,w którym możemy dostrzec krzyż na Giewoncie. Z mojej pozycji prawie niewidoczny, ale na szczęście obiektyw z ogniskową 140 mm zrobił swoje. 



Mimo tak wczesnej pory dnia. Słońce paliło niemiłosiernie, po prostu skalny piekarnik. 



Ale fartem natrafiamy na strumyczek w rynience, w którym możemy się ochłodzić i nabrać dalszej siły przed dalszą drogą. Czeka nas dużo dreptania, musimy pamiętać że góry zdobywa się małymi kroczkami, tak jak cele w życiu. Pozwala nam to osiągnąć sukces.




Dalsza porcja schodów przed nami, ale na tej wysokości orzeźwiający wiatr pchający nas pod górę. 


    
A za nami, rozpościera się ocean pasm górskich i nad morze nie trzeba jechać, żeby fale zobaczyć.


   

  Przełęcz Kondracka w zasięgu wzroku.




Miło jest spojrzeć w dół, na przebytą drogę.



Krzyż coraz bliżej nas. Epickie wrażenie robi nad nim unoszący się ptak. 



Na drogowskazie jeszcze 40 minut wspinaczki przed nami. 



Kopa Kondracka panorama.





Czas rozpocząć ostateczne wejście z Wyżyny Kondrackiej (1765 m n.p.m) na Giewont. 



Od tego momentu zaczyna się najniebezpieczniejszy etap z całej trasy. Nigdy nie należy lekceważyć gór, bo sam Giewont pochłonął około 50 ofiar. Więc należy się zastanowić czy jesteśmy odpowiednio przygotowani na takie wyzwanie, a nie jak niektórzy w sandałach chcą wejść, a potem nie są w stanie zejść i po GOPR dzwonią.


  
Niezła wysokość, ale za to kochamy góry!!!



Wspinaczka przy łańcuchach najbardziej cieszy, ale trzeba przyznać, że jest cholernie pionowo i ślisko !!!!!!!


   

Zawsze mówią żeby nie patrzeć w dół, ale czemu, to ich nie rozumiem, bo zobaczyć przepaść jaką się pokonało, to dopiero frajda.



Pierwszy rzut oka ze szczytu znajdującego się na wysokości 1984 m n.p.m. Nad zakopanym trochę smog się unosi i brak idealnej przejrzystości, ale i tak nie jest źle. 





 Krzyż w całej swej okazałości. 



Szlak zejściowy jest bardziej stromy, niż wejściowy i dlatego podczas schodzenia nie zrobiłem zdjęć. 


  
Pora wracać do Zakopanego. 



czwartek, 5 listopada 2015

Na Kasprowy Wierch, pieszo


Trasa rozpoczyna się niepozornie, od niezbyt wysokiego wzniesienia w Dolinie Kuźnickiej. 



Koło szlaku przepływa malowniczy potok umilający nam widok i zapewnia delikatny chłód, w upalne dni.



Ale wszystko co dobre szybko się kończy. Trakt staje się coraz bardziej kamienisty, co utrudnia nam maszerowanie. Góry w końcu są wyzwaniem i dlatego warto zdobywać szczyty na pieszo, a nie kolejką, bo niema się czym chwalić, że się wjechało na Kasprowy.



Docierając do tego punktu myślimy że, jesteśmy chociaż w połowie drogi, ale się mylimy, najfajniejsze jeszcze przed nami.



A w tym miejscu przesiadają się kolejkowicze do drugiej linii kolejki prowadzącej na szczyt.



Widoki coraz lepsze. 



A dopiero znajdujemy się na wysokości 1354 m n.p.m.,ale wystarcza to, żeby się już delektować górskim powietrzem. 



W trasę warto się wybrać rano, gdy nie ma dużego tłoku i upału, bo mamy dużo czasu i nie musimy się spieszyć.  



Z leśnego krajobrazu zaczynamy się zagłębiać w piętro kosodrzewiny, co poprawia nam widoczność na cudowne widoki Tatr.


Księżyc jeszcze nie znikł za horyzontem. Więc dodawał pikanterii górą.







Ale słońce też nas nie oszczędza i świeci w twarz, co daje fajne efekty na zdjęciach, o ile korzysta się z filtru UV i osłony przeciwko odblaskowej, zresztą przekonacie się sami za chwileczkę.



  

Oślepiające światło nie pomaga, ale taka pogoda w górach jest bezcenna, bo świetnie doświetla dalszą scenerie nawet przy niezbyt jasnym obiektywie aparatu.  







Na tej wysokości wiatr potrafi wiać z niezłą siło przy pięknej pogodzie, a co dopiero przy jej pogorszeniu.


  

Jeszcze kilka kroków i opuścimy piętro roślinności wysokogórskiej i wkroczymy w rejon, niemal kosmicznego krajobrazu usłanego samymi głazami, porośniętych pierwotniakami.





Szczyt wydaję się tak blisko, a zarazem tak daleko, ale przynajmniej widać stację końcową kolejki linowej. 







Na tej wysokości widoki górskie robią wrażenie.




Wyciąg który zimą wwozi narciarzy na Halę Goryczkową.  



Ratrak już czeka na sezon.



Ostatnia prosta, wspaniałe uczucie zdobycia góry. 



Potwierdzenie naszego sukcesu przypieczętowane drogowskazem z wysokością 1988 m n.p.m.


  
A teraz dzwon, który jest najwyżej zawieszonym dzwonem w Polsce. I nie każdy go zauważa będąc na szczycie.



Czas zejść na promenadę. 







Stok numer dwa z wyciągiem, musi robić wrażenie zimą.





Rozpiska szczytów. Jest co zdobywać.



Ale co dobre szybko się kończy. 



Pora wracać do domu, ale wspomnienia zostaną do końca życia.Hej =)